Artykuły muzyczne
Pod koniec lat siedemdziesiątych, gdy punk-rockowa rewolta - zamiast rozbić i pogrzebać rockowy establishment - stała się początkiem nowej fali, dla wielu artystów zapłonęło wreszcie zielone światło. Firmy płytowe, początkowo nastawione negatywnie do wszystkiego co nowe, otworzyły nagle szeroko swoje podwoje, aby przyjąć praktycznie każdego, kto miał do zaoferowania oryginalny, awangardowo wówczas brzmiący produkt. Na rynku muzycznym zapanował chaos, lecz wkrótce wojna została rozstrzygnięta: wygrali ci, którzy rzeczywiście mieli coś do powiedzenia. W lata osiemdziesiąte wkroczyli dojrzali już wykonawcy, zdecydowani co do przyszłości swoich muzycznych poszukiwań, reprezentujący własne charakterystyczne style. Byli wśród nich The Stranglers, Ultravox, Joy Division, a także Japan.
Ta pięcioosobowa formacja z Londynu mogła się poszczycić najdłuższym okresem działalności - została bowiem założona w 1974 roku. Wówczas nikomu jeszcze nie śniło się o nowej fali, sam zaś punk rock - w zupełnie innej formie stylistycznej - rozwijał się dopiero na terytorium USA. Gdy zwariowany anarchista, posiadający jednak głowę do interesów - Malcolm McLaren - powołał do życia Sex Pistols i zainicjował punk-rockową rebelię w Zjednoczonym Królestwie, David Sylvian i jego koledzy grali już od dwóch lat, starając się podpisać kontrakt z jakimkolwiek koncernem płytowym. Ich wysiłki początkowo nie rokowały pozytywnych rezultatów, lecz w 1977 roku - wśród wielu artystów i pseudoartystów - Japan doczekał się podpisania umowy z firmą Hansa International. Rok po tym wydarzeniu na rynku pojawił się album Adolescent Sex: długa, raczej daleka od doskonałości płyta, zrealizowana pod wyraźnym wpływem ówczesnej mody. Być może wszystko byłoby dobrze, gdyby muzycy Japan byli rzeczywiście wyznawcami ducha tamtych czasów. David Sylvian, podobnie jak Gary Numan, zdawał sobie jednak sprawę, że inna muzyka nie zainteresuje szefów wytwórni płytowych. Przystroił więc Japan najlepiej jak potrafił - w poszarpany płaszcz spięty agrafkami. Płyta brzmiała nieczysto, Sylvian starał się śpiewać niedbale, z nutką agresji w głosie - efekt nie olśnił jednak nikogo. Dzisiaj Adolescent Sex sprawia jeszcze dziwniejsze wrażenie: przede wszystkim razi monotonią oraz irytuje brakiem oblicza. Podobnie można skomentować wydany w 1979 roku drugi album Japan - Obscure Alternatives. Na korzyść tej drugiej płyty przemawia jednak jej zróżnicowanie: obok utworów rockowych są tu kompozycje w stylu reggae (Rhodesia), całość zaś zamyka instrumentalny, nastrojowy Tenant. Recepta, którą posłużył się tutaj Sylvian, okazała się rozsądniejsza: zamiast na siłę wtłaczać każdy utwór w nowofalowe ramy, artysta postanowił oddać w ręce słuchaczy kolekcję całkowicie różnych kompozycji. Może chciał przekonać się, która muzyka Japan spotka się z najgorętszym przyjęciem?
Cel Sylviana był jeden: przeczekać okres post-punkowej przepychanki, a potem zaprezentować siebie w prawdziwym świetle. Pod koniec 1979 roku na rynku pojawiła się trzecia płyta sygnowana nazwą Japan - Quiet Life. Na niej po raz pierwszy zespół zawarł bliską sobie muzykę. Choć podobieństwo do Roxy Music od razu rzucało się w uszy, Quiet Life był albumem udanym. Sylvian przestał się zmuszać do śpiewania zblazowanym głosem. Okazało się, że brzmi podobnie do Bryana Ferry'ego. Zespół zmienił się całkowicie, przestawiając się w znacznym stopniu na instrumenty elektroniczne, upraszczając też swoje kompozycje pod względem rytmicznym. Złośliwi twierdzą że tutaj należy doszukiwać się zasług Giorgio Morodera, z którym Japan zrealizował tak zwaną "czwórkę" Life in Tokyo.
Czegokolwiek byśmy nie powiedzieli, Japan idealnie trafił wtedy w wymagania publiczności. Koniec lat siedemdziesiątych (początek mody "new romantic" i nowej odmiany elektronicznego rocka) przyniósł eleganckie, wysmakowane i zarazem łatwe w odbiorze utwory - produkt doskonały, sterylny, wyważony, w sam raz do tańca, a także do nieuważnego słuchania przy obiedzie. Wiosną 1980 roku podobną płytą przypomniał o sobie Roxy Music - można więc śmiało powiedzieć, że nie tylko Japan wzorował się wtedy na zespole Brayana Ferry, lecz Flesh and Blood przypominał Quiet Life Sylviana i jego grupy. Dla krytyków jednak sprawa była oczywista. Czwarty longplay Japan, Gentleman Take Polaroids, wydany jesienią 1980 roku już po Flesh and Blood Roxy Music, doczekał się w tygodniku "Melody Maker" recenzji pod hasłem: Nie lubię zespołów podobnych do Roxy Music. David Sylvian chyba jednak nie przejął się tym specjalnie.
W 1981 roku Japan zmienił oblicze. Kolejny longplay, Tin Drum, poprzedził singiel utrzymany w stylistyce funky - The Art of Parties. Sam album zaskakiwał oszczędnym brzmieniem, przejrzystymi aranżacjami i pastelowym nastrojem. Jak na wymagania tamtego okresu, Tin Drum było posunięciem va banque - publiczność rozkosznie delektowała się melodyjną, barwną, rytmiczną muzyczką ociekającą elektronicznym sosem. Japan jakby cofnął się w cień, a Sylvian zdjął z twarzy kolejną maskę. Wyjrzał spod niej dojrzały, ambitny artysta, zdecydowany podążyć własną ścieżką. W zespole doszło wtedy przypuszczalnie do poważnej dyskusji, zakończonej decyzją o jego rozwiązaniu. David Sylvian (voc, g), Mick Karn (bg, sax, voc), Steve Jansen - brat Sylviana (dr), Richard Barbieri (instrumenty klawiszowe) i Rob Dean (g, voc) grali ze sobą ponad sześć lat. Dean odszedł przed realizacją Tin Drum, na koncertach promujących ten album zastąpił go Japończyk Masami Tsuchiya. Pamiątką po ostatniej trasie koncertowej stał się wydany latem 1983 roku dwupłytowy, pożegnalny album Japan, Oil On Canves.
W swojej ówczesnej formie, Japan przekroczył praktycznie wszystkie drzwi muzycznych wtajemniczeń. Po doskonałej, choć trudnej płycie Tin Drum, grupę czekało w najlepszym przypadku dreptanie w miejscu. Zawieszenie działalności było więc decyzją naturalną, po której Sylvian mógł spokojnie poświęcić się pracą nad indywidualną karierą. W 1984 roku oddał w nasze ręce solową płytę Brillant Trees, zrealizowaną z udziałem znakomitych artystów, takich jak Riuichi Sakamoto, Holger Czukay, Steve Nye, Phil Palmer, a także byłych kolegów z Japan - brata Jansena i Richarda Barbieri. Album był logicznym dalszym ciągiem Tin Drum i - co najważniejsze - okazał się jeszcze pełniejszy. Charakteryzuje go pełen zadumy nastrój (Nostalgia, Brillant Trees), wysmakowane brzmienie a la funky (Pulling Punches) i dyskretna poetyka (Ink in the Well). David Sylvian udowodnił wówczas, że jest jednym z najciekawszych artystów, których wyłoniła nowa fala. Jego najnowszy, dwupłytowy album Gone to Earth nie przebił wprawdzie Brillant Trees, ale przyniósł następną porcję równie wyważonej, pełnej uroku muzyki. Chociaż druga połowa tego wydawnictwa nie zaskakuje niczym nadzwyczajnym (są to instrumentalne szkice, zrealizowane pod wyraźnym wpływem, tzw. ambient music, tworzonej niegdyś przez Eno i Frippa), Gone to Earth należy jednak do najciekawszych płyt 1986 roku. Tu również grali zaproszeni artyści - Robert Fripp, Bill Nelson, Steve Nye, Kenny Wheeler i Mel Collins, tu również znalazły się kompozycje urzekające nastrojem (Before the Bullfight) i wytrawnymi aranżacjami. Artysta jednak wciąż kroczy tą samą ścieżką. Obecnie wyróżnia się na rockowej scenie, gdzie wśród dyskotekowej papki spreparowanej perfidnie według amerykańskich wzorców, album Gone to Earth jest jedną z nielicznych pozycji, przy których odpoczywa udręczone ucho. Jak będzie dalej - czas pokaże.
P.S. Dyskografię Japan uzupełnia album Assemblage (1981r.) mający charakter retrospektywny.
TOMASZ BEKSIŃSKI
"Magazyn Muzyczny" nr 1 (335) 1987
© Marcin Guzik