Artykuły muzyczne
Koncert mojego życia? W zasadzie były dwa. Każdy stanowił przeżycie niezapomniane, choć o innym charakterze.
Przede wszystkim Elton John w Kongresowej. Gdyby każdy koncert w Polsce wyglądał podobnie, przypuszczalnie inne też byłyby godne ciepłych wspomnień. Doskonała widoczność, czysty dźwięk, kulturalna atmosfera (widzowie wygodnie siedzieli, żadnej "mordowni" pod scena w dusznej hali). I oczywiście muzyka...Zawsze miałem słabość do Eltona Johna i jego nastrojowych pieśni wykonywanych z akompaniamentem fortepianu. W 1984 roku w Kongresowej zaśpiewał wszystko co chciałem usłyszeć. Oszołomił niesamowitym oświetleniem. Bawił się razem z publicznością i nawet największym sceptykom pokazał, że jest artystą wysokiej klasy.
Z innych, zdecydowanie prywatnych i osobistych powodów, nigdy nie zapomnę występów Marillion. Ale znów, niestety, muszę się uszczypnąć i powiedzieć sobie: Milcz serce, my tu nie o tym... A więc wracając do samych koncertów, najsilniej utkwił mi w pamięci ostatni w Poznaniu, kiedy to Fish rzucił w moim kierunku ręcznikiem. Byłem pod samą scena, z barierkami wciśniętymi między żebrami. Ani rusz w żadnym kierunku! Wielbiciele Marillion znajdujący się obok i z tyłu pochwycili ten ręcznik i darli go na moich plecach ( każdy chciał kawałek relikwii dla siebie). Modliłem się, żeby żaden z nich nie zechciał dopomóc sobie nożem...Na szczęście wyznawców metalowej muzyki i metalowych akcesoriów nie było w pobliżu.
TOMASZ BEKSIŃSKI
"Magazyn Muzyczny" nr 6 (388) czerwiec 1991
© Marcin Guzik