Artykuły muzyczne



ODJAZDY I MONTY PYTHON

Tomek Beksiński wybrał się do Katowic i zamieszkał w pokoiku małym jak klatka na kanarki, aby posłuchać zespołów Breathless i Opposition oraz pogadać z muzykami o wyższości kotów nad psami, o filmach Martina Scorsese, o dziewczynach i o Philu Collinsie.

Nie będzie to wywiad. Nie Będzie to recenzja koncertu (szczegółowo o Odjazdach '91 piszą w innej części numeru ludzie, którzy odważyli się obejrzeć i wysłuchać cały festiwal, i przeżyli). Nie będzie to również artykuł o grupach Breathless i Opposition, największych gwiazdach imprezy, która odbyta się w Katowicach 1 listopada 1991 roku. Gdy zaproponowano mi miejsce w "wesołym autobusie" przewożącym muzyków Breathless i Opposition z Warszawy do Katowic, nie mogłem odmówić. Taka przygoda zdarza się bardzo rzadko. Nie chciałem jednak przeprowadzać z artystami żadnych oficjalnych wywiadów. To po prostu nudne. Zwykle pada seria głupich stereotypowych pytań, na które otrzymuje się serię głupich. stereotypowych odpowiedzi. Znacznie bardziej fascynująca wydała mi się perspektywa poznania artystów jako zwykłych ludzi, którzy za psie pieniądze (prawie za darmo) przyjechali do Polski, żeby zagrać dla swoich fanów. Skorzystałem więc z nadarzającej się okazji i wybrałem się na Odjazdy '91 całkiem nieoficjalnie.

Nie sądziłem, że w ciągu jednego weekendu może się wydarzyć tak wiele. Przede wszystkim doświadczałem prawdziwej burzy emocji, tak różnych jak wzruszenie i zażenowanie, radosna euforia i wstyd. Miałem okazję przemyśleć kilka spraw, zastanowić się nad naszym miejscem w Europie, a także nad nasza publicznością czasami wspaniałą, a czasami zdradzającą braki w wychowaniu. Nad wszystkim jednak górowało zadowolenie z tego, co przeżyłem podczas występów Breathles i Opposition, a także podczas rozmów z muzykami. Gadaliśmy prawie o wszystkim, a najrzadziej o muzyce Muzyki się słucha, ona mówi sama za siebie, Najlepszym dowodem byt koncert Opposition - jeden z najpiękniejszych, jakie w życiu widziałem. Ale o tym za chwilę.

Anglicy przylecieli do Warszawy w

piątek, 15 listopada,

kilka minut po godzinie piętnastej. Prosto z lotniska, udali się do Telewizji, gdzie Marek Niedźwiecki nagrał z nimi wywiad. Powiadomiony telefonicznie, że autobus do Katowic wkrótce wyjeżdża, udałem się jak najszybciej na ulicę Woronicza. Już po kilku minutach znalazłem wspólny język ze Steve'em Weltmanem, opiekunem grupy Opposition. Okazało się że jest on wielkim fanem skeczy Monty Pythona ora wielbicielem grupy Genesis. Przez kilkanaście lat pracował w firmie Charisma (obecnie wchłoniętej przez Virgin), która w latach siedemdziesiątych wydawała płyty takich staw, jak Rare Bird, Van De Graaf Generator czy właśnie Genesis, a w osiemdziesiątych m.in. Opposition.

Mark Long, Marcus Bell i Lol Ford, tworzący obecnie zespół, są ludźmi szalenie sympatycznymi otwartymi i skromnymi. Żadnego gwiazdorstwa ani pozerstwa. Od Marka dowiedziałem się, że interesuje się sztuką (jego dziewczyna prowadzi galerię w Londynie), uznaje wyższość kotów nad psami oraz ma bzika na punkcie coca-coli. Marcus od razu zwierzył mi się, że jest wegetarianinem. Lol zaczął od tego, że uwielbia blondynki. Wszyscy trzej to ludzie bardzo pogodni i towarzyscy, co może się wydać dziwne, jeżeli zważymy, że zespół Opposition był na początku lat osiemdziesiątych jednym z czołowych przedstawicieli cold wave (wspaniały album Intimacy). Szybko jednak zorientowałem się, że artyści ci nie mieszają życia prywatnego ze scenicznym. Jak ciekawostkę warto podać na przykład, że Lol odbył trasę po Indiach z... Samanthą Fox, czego się bynajmniej nie wstydzi. Nie dziwię mu się zresztą. Do Indii pojechałbym chętnie pod każdym pretekstem.

Równie luźni i bezpośredni są członkowie Breathless, szczególnie basistka Ari Neufeld (jej matka pochodzi z Polski) i wokalista Dominie Appleton, znany także z płyt Filigree And Shadow oraz Blood formacji pana Ivo- This Mortal Coil. Gdy już uporaliśmy się z telewizją kilka minut po godzinie dziewiętnastej pojechaliśmy na Stare Miasto, aby zjeść kolację, dowiedziałem się od Ari, że uwielbia filmy Martina Scorsese, zwłaszcza te z Robertem DeNiro. Bardziej odpowiada jej kino amerykańskie niż europejskie. Chętnie ogląda horrory, choć nie jest to jej ulubiony gatunek filmowy. Spytałem o Alana Parkera. Przecież on jest Anglikiem - odparła zdziwiona, ale przyznała, że Harry Angel zrobił na niej wrażenie,

Breathless często niesłusznie utożsamia się z wytwórnią 4AD, przypuszczalnie z powodu udziału Appletona w nagraniach This Mortal Coil. Spytałem go, dlaczego zespół nie powierzył swoich interesów Ivo. Dominic stwierdził, że lepiej czują się na własnych śmieciach- ich prywatna firma Tenor Vossa ma siedzibę w domu matki Ari. Grupa chętnie wydałaby swoje płyty w Polsce podobnie jak i Opposition. Kto wie, może zrobi to SPV?

Autobus wyruszył do Katowic po godzinie dwudziestej drugiej. Na miejscu byliśmy przed drugą w nocy odjazdowi organizatorzy Odjazdów zakwaterowali wszystkich w spodkowym hotelu, w którym pokoiki s małe jak klatki na kanarki, z kranu godzinami cieknie brązowa zimna woda, nie działają telefony, a w łazienkach są tylko prysznice zaprojektowane dla ludzi po specjalnej kuracji odchudzającej. Następnego dnia zaczęły się właściwe

odjazdy

chociaż wyliczankę można by zacząć od Warszawy. Od samego początku w towarzystwie muzyków czułem się bowiem jak obywatel egzotycznego i zacofanego kraju Lgniemy do Europy, sklepy i lokale mają zachodnie nazwy, graffiti na murach wypisujemy po angielsku (choć z błędami), tymczasem wciąż nie nadążamy za Murzynami. W telewizji okazało się na przykład, że wysoko wykwalifikowani technicy nie potrafią porządnie przegrać utworu z płyty kompaktowej na taśmę. "Teledysk" nakręcony na poczekaniu przez naszych speców wprawił muzyków Breathless w milczące zakłopotanie. Osoby odpowiedzialne za opiekę nad artystami połowicznie wywiązywały się ze swoich obowiązków, zdecydowanie niechętnie opłacając posiłki. Zatrudnione do pilnowania porządku zbiry o twarzach, z których emanowało ciepło i inteligencja płyty chodnikowej, banalnie usuwały niepożądane osoby, pomagając sobie kopniakami (!) i to na oczach zagranicznych gości. Zaś szczytem wszystkiego było odmówienie grupie Breathless zwrotu kosztów paszportowych - organizatorzy festiwalu umotywowali swoją decyzję beztroskim stwierdzeniem że nie mają ani grosza, bowiem impreza przyniosła straty. Sytuacja była tak żenująca, że przez chwilę zastanawiałem się, czy nie wyjąć tych pieniędzy z własnej kieszeni. Jak widać, Odjady muszą być odjazdowe do końcu przed rokiem była afera z Closterkellerem - grupie wyłączono prąd podczas występu, a ponieważ Anja słusznie wpadła w furię (słowo "furia" to eufemizm) tym razem jej nie zaproszono. Taka już odjazdowa sprawiedliwość. Przed koncertem wybraliśmy się z muzykami Opposition na mały spacer po Katowicach. Raz jeszcze przekonałem się, ż powietrze jest tam równie czyste jak węgiel. Byliśmy w Muzeum Śląskim, a potem udaliśmy się do włoskiej restauracji na obiad. Wewnątrz lokalu rozbrzmiewały piosenki z ostatniej płyty Phila Collinsa. Steve uśmiechnął się: Gdy wrócę a Londynu, zadzwonię do niego i powiem że nawet w Polsce nie udało mi się uciec przed jego muzyką! Widząc moje zdumienie, dodał szybko: Phil jest ojcem chrzestnym dwóch moich synów.

Gdy wróciliśmy do Spodka, impreza już się zaczęła Muzycy Opposition zaryzykowali obejrzenie występu Brygady Kryzys, o której opowiedzieliśmy im sporo dobrego - wrócili jednak po kilkunastu minutach z kwaśnymi minami. Gdy zespół

Breathless

instalował się już na scenie, publiczność domagała się powrotu grupy Ziyo, która wystąpiła wcześniej. Kiedy jednak wybrzmiały ostatnie dźwięki pierwszego utworu nikt już nie wrzeszczał. Wszyscy słuchali, chociaż atmosfera pozostała dość chłodna. Breathless należy do zespołów statycznych na scenie - minimum rozmów z publicznością, pełne skupienie... Nie zmienia to faktu, że Dominic Appleton był trochę spięty. Trudno się jednak dziwić. Reakcja publiczności nie była zbyt przyjazna a kilka petard rzuconych na scenę również nie zrobiło dobrego wrażenia. A jednak był to wspaniały koncert. Szczególnie poruszyła mnie ekspresyjna, rozbudowana wersja utworu Say September Sings i najnowsza, przepiękna kompozycja All That Matters Now. Szkoda tylko że zespół grał tak krótko. Cóż, za kulisami czekał Kult Gdy w końcu, po występie tej grupy, Jurek Owsiak zaczął zapowiadać

Opposition,

nie przypuszczałem jeszcze, że za chwilę zacznie się trzęsienie ziemi. Gdy wcześniej rozmawialiśmy o muzyce, Lol powiedział mi, że zagrają na gitarach akustycznych. Obydwaj perkusiści współpracujący z Opposition byli za daleko (jeden w Paryżu, drugi w Nowym Jorku nie opłacało się ich ściągać. Artyści przyjechali jednak z automatem perkusyjnym, o czym przedtem skrzętnie milczeli. Zaskoczyli wszystkich. Porazili muzyką, której prostota okazała się największą siłą. Urzekli profesjonalizmem i scenicznym obyciem. Mark Long, prywatnie człowiek cichy, spokojny i właściwie nieśmiały, objawił się jako wulkan energii i wigoru. Już przy drugim utworze robił z publicznością wszystko, co chciał.

Grupa przedstawiła nowy materiał, a wyróżniła się kompozycja Calling Home, w którą wpleciono refren Can you hear me major Tom? ze słynnego przeboju Davida Bowiego, Space Oddity. Dawno nie uczestniczyłem w koncercie tak spontanicznym i bezpretensjonalnym. Chylę głowę przed Opposition i cieszę się, że chcą jeszcze do nas przyjechać i zagrać w przyszłym roku. Podobnie Breathless. Dzięki sympatii do absurdalnego humoru Monty Pythona nawet największe afery udało się obrócić w żart. Potem jeszcze do późna w nocy rozmawialiśmy z Markiem o różnych rzeczach: o

Talk Talk i Joy Division,

o Ameryce i amerykańskiej publiczności, o francuskich szampanach i dziewczynach, o sztuce... Rankiem "wesoły autobus" wyruszył z powrotem do Warszawy. Obowiązki wezwały mnie już wtedy do Krakowa, dokąd odjechałem zmęczony, ale szczęśliwy. Cieszę się, że spędziłem ten weekend w Katowicach, i cieszę się, że mimo wszystko artyści nie zrazili się do Polski i chętnie przyjadą tu raz jeszcze, i zagrają nawet dla najbardziej odjazdowej publiczności... ale już dla mniej odjazdowych organizatorów.

TOMASZ BEKSIŃSKI



"Tylko Rock" nr 5 styczeń 1992






© Marcin Guzik