Artykuły muzyczne



XIII Stoleti
Straceni v Karpatech
Happy

Vampires; Vlci Zena; Vitr z Karpat; Candyman, Dum kde tanci mrtvi; Testament; Elizabeth

Skład: Petr Stepan - voc, g, k; Ollie Rysava - k; Marcel Novak - g; Jiri Sindelka - b; Pavel Stepan - dr
Produkcja: Petr Stepan, Stanislav Baroch

* * * *

Ta płyta ma tylko jedną straszliwą, wręcz niewybaczalną wadę - trwa zaledwie czterdzieści dwie minuty. Jak na dwa lata czekania, to stanowczo za mało. Szczególnie w dobie muzycznego zastoju i zepsucia. Ale dobre i to, bo praktycznie każdy utwór na tym nowym - piątym już - albumie czeskiej grupy spod znaku nietoperzastych skrzydeł jest klejnotem samym w sobie. Jeśli wolno, nawiążę tu do tytułu klasycznego horroru wytwórni Hammer - Krew z grobowca mumii. W tym tytule jest wszystko. To samo można powiedzieć o Zagubionych w Karpatach: każdy amator gotyckich wrażeń zostanie dosadnie zaspokojony.

Najpierw mamy dynamiczny rockowy utwór utrzymany w jak najlepszej tradycji Sisters Of Mercy - Vampires. Dzwony niosą odgłos burzy, nadchodzi mroczny koniec wieku uwięzionego we własnym cieniu. Potem wkracza Wilczyca - niemalże "purpurowy" wstęp na organach, następnie rzężąca gitara... i otrzymujemy kolejne arcydzieło XIII Stulecia: Uciekaj jak najdalej w objęcia nocy, bądź wilczycą, wilczym cieniem, a wilcze demony niechaj będą z tobą. Po tych pięciu minutach grozy czas na chwilę romantyzmu: Vitr z Karpat: Gdzieś w mroku rodzi się świt, a wiatr z Karpat przynosi pocałunek. Jednak nie długo czujemy się bezpieczni. Z rockowym hukiem wkracza Candyman - czarny upiór z tandetnych amerykańskich horrorów. Petr Stepan poświęca mu na szczęście tylko trzy minuty, ale i tak jest dlań zbyt łaskawy, nazywając voodooidalnego potwora Black Nosferatu. I wtedy rozlegają się dzwony...

Trzy ostatnie utwory na tej płycie to małe arcydzieła, dorównujące najlepszym dotychczasowym osiągnięciom XIII Stoleti. Dum kde tanci mrtvi i Testament zrealizowane są z wagnerowskim rozmachem i powalają potężnym, niemalże orkiestrowym brzemieniem, jakże typowym dla najpiękniejszych kompozycji Stepana z poprzednich płyt (jak chociażby Upir s houslemi czy Transylvanian Werewolf). Zaś Elizabeth - niezwykle poetycka opowieść o krwawej hrabinie Batory - wieńczy dzieło przy dostojnych dźwiękach organów, z ekspresją godną Lucretii. Elżbieto, twa krwawa droga jest grzechem w obliczu Boga. Zmarszczek czasu na twarzy nie znajdziesz już.... I nic dziwnego: Elżbieta Batory żyje w setkach horrorów (Countess Dracula, Daughters Of Darkness oraz w jednej noweli Opowieści niemoralnych Borowczyka) i w utworach tak porywających jak ów hołd oddany jej przez czeskiego Nosferatu.

Wiem, że jest to muzyka dla specyficznych słuchaczy. Ale tylko dla nich warto jeszcze recenzować płyty.

TOMASZ BEKSIŃSKI



"Tylko Rock" nr 2 (90) luty 1999






© Marcin Guzik