Artykuły muzyczne
Niniejszej relacji nie należy traktować poważnie; chociaż opisane wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości, a wszystkie występujące osoby istnieją naprawdę.
Godzina 23.00. Hall hotelu "Wrocław". Gromadka dziennikarzy i fanów oczekuje na miłosierdzie losu. Bezgłośnie rozsuwają się drzwi i do hallu wkraczają Tim Brincheno, Andreas Bruhn, Andrew Eldritch i Tony James w otoczeniu menadżera, goryli i przedstawicieli Inter-Artu. Gdy trwają formalności w recepcji, artyści krążą po hallu. Lady Monika (The Sisterhood Productions), Tomasz Beksiński ("Magazyn Muzyczny", The Sisterhood Productions), Piotr Metz i Tomasz Słoń (Radio FMF Kraków) oraz Arkadiusz Pragłowski i Agnieszka Walczak ("Beat"') zastanawiają się, czy atakować od razu, czy też jeszcze poczekać. Plotka głosi bowiem, że Siostry wybierają się do jakiegoś klubu o ponurej nazwie "Rura". Trudno jednak wierzyć plotkom. Tymczasem sytuacja klaruje się sama. Zwabieni mdlącymi dźwiękami czegoś, przy czym bawią się goście hotelowej restauracji z dancingiem. Andreas Bruhn i Tony James odłączają od pozostałych. Wkrótce ich śladem podążą też Andrew Eldritch z wielką szklanicą tajemniczego żółtego płynu w łapie. Słysząc coś, co kiedyś może było "La Bambą", Eldritch improwizuje ironiczny taniec. Podczas gdy amator kobiecych wdzięków, Andreas Bruhn, rozpoczyna rozmowę z lady Moniką, Eldritch przygląda się przez szybę podrygującym gościom hotelowym. Ma wyraz twarzy turysty odwiedzającego ogród zoologiczny. Niewątpliwie znalazł potencjalny temat na następny album.
Otrzymawszy klucze do pokoi, Siostrzyczki znikają. Piotr Metz i Tomasz Słoń decydują się na powrót do Krakowa, pozostali czekają cierpliwie. Po chwili pojawia się Tony James. Fani proszą go o pięć autografów, które posłusznie wypisuje. Następnie rusza w kierunku baru.
Jest już 23.30. Siedzimy w barze, kupujemy sok pomarańczowy, czekamy. Nadchodzi Eldritch i Brincheno, na końcu Bruhn. Wszystkie miejsca przy barze są zajęte, Lady Monika zaprasza go więc do naszego stolika. Otrzymawszy szkocką z colą za marne 91 tysięcy, Bruhn odpowiada konkretnie na jedno tylko pytanie: Jak myślisz, jak długo będziesz grał w tym zespole?
BRUHN: Nie wiem. Dziesięć minut, a może dziesięć lat. Dowiedziawszy się, że Monika nie nocuje w hotelu, robi smutną minę, dopija drinka i spojrzawszy na zegarek stwierdza: Pora spać. A więc idę na górę. Sam. Co czyni. Ojciec Przełożony siedzi plecami do nas. Zdjął okulary. Można mu się dokładniej przyjrzeć: mały, niemiłosiernie chudy, przypomina zaćpanego licealistę. Czekamy, aż wleje w siebie trochę tego cudownego płynu, który wszystkim rozwiązuje języki. Lady Monika podchodzi pierwsza, w nadziei, że kobieta ma zawsze więcej szans.
LADY MONIKA: (pokazując książkę Philipa K. Dicka "Trzy Stygmaty Palmera Eldritcha"): Znasz tę książkę?
ELDRITCH: Tak. Bardzo dobra. Ale podoba mi się tylko do momentu, w którym Palmer Eldritch zostaje bogiem. Nie lubię zakończenia.
LADY MONIKA: Mógłbyś mi ją podpisać? Eldritch miłosiernie podpisuje. Wówczas decyduję się podejść do niego. Na ekranie znajdującego się nad naszym stolikiem telewizora emitującego MTV pojawia się Gary Moore. Eldritch odwraca się: Śpiewam w tej piosence!
TB: Właśnie, jak to się stało, że nagrałeś coś z Garym Moore'm?
ELDRITCH: Poprosił mnie o to!
TB: Nie sadziłem, że cię kiedykolwiek spotkam prywatnie. Kolega sugerował, żebym przetłumaczył "This Corrosion" na język polski. Wówczas spotkalibyśmy się na sali sądowej, gdyż zaznaczyłeś, że zaskarżysz każdego, kto spróbuje ten tekst przełożyć. Zrobiłbyś to?
ELDRITCH: Owszem. Gdybym chciał, żeby "This Corrosion" było po polsku, napisałbym tekst po polsku.
LADY MONIKA: Co sądzisz o języku polskim?
ELDRITCH: Ohydny.
LADY MONIKA: A jaki jest twój ulubiony język?
ELDRITCH: Niepamięć. Podchodzą fani. Chcą pięć autografów. Eldritch wypisuje trzy, a na dalsze nalegania odpowiada: Fuck off! Następnie wstaje, włazi na krzesło przy naszym stoliku i przełącza kanał w telewizorze. Zamiast MTV na ekranie mamy film sensacyjny.
TB: Zadowolony jesteś z koncertu?
ELDRITCH: Nie. Nie śpiewałem najlepiej.
TB: Spodziewałeś się tak ciepłego przyjęcia?
ELDRITCH: Spodziewałem się.
TB: Dlaczego nagrywasz tak rzadko?
ELDRITCH: Bo moje płyty są bardzo dobre i nad każda trzeba długo pracować.
TB: Czemu zdecydowałeś się na trasę koncertową, skoro kiedyś proklamowałeś jawną niechęć do występów "na żywo"?
ELDRITCH: Szmal! (pokazuje palcami liczenie pieniędzy)
TB: Co sprawiło, że The Sisters Of Mercy znów jest zespołem rockowym?
ELDRITCH: Znudziły mi się klawisze.
TB: Szkoda, gdyż jednym z naszych ulubionych utworów jest 1959.
ELDRITCH: To też mój ulubiony utwór. Napisałem go dla jednej dziewczyny z Belgii, Isabel. Próbowałem potem skomponować coś podobnego, ale to niemożliwe.
TB: Podobał nam się teledysk.
ELDRITCH: Doskonały! Sam go wyreżyserowałem! Znów podchodzą fani. Pytają, czy mogą zrobić mu zdjęcie.
ELDRITCH: Nie! Teraz nie jestem na służbie. Fani są nieustępliwi. Interweniuje menażer. Tymczasem Eldritch odwraca się do Lady Moniki i patrząc jej z bliska w oczy pyta: Masz jakieś prochy? Usłyszawszy odpowiedź przeczącą, wstaje i ponownie wspina się na krzesło, żeby zmienić kanał w telewizorze. Gdyby nie Arek Pragłowski, który przytrzymał krzesło, mogłoby być niewesoło. Maestro wraca do baru. Próbuję spytać go o teksty piosenek.
ELDRITCH: Nie mam ochoty gadać o tych rzeczach! Moja muzyka mówi za mnie. Teraz chcę się spokojnie upić. Nie możemy pogadać o czymś innymi Na przykład o futbolu, albo polityce?
LADY MONIKA: Jak ci się podobał ostatni jihad Saddama Husseya, przepraszam, Husajna?
ELDRITGH: Było fajnie.
TB: Nie myślisz poświęcić temu zagadnieniu następnej płyty?
ELDRITCH: Dwie chyba wystarczą. A na razie zamierzamy się pobrać. (obejmuje siedzącego obok Tima Brincheno) Poważnie. Będziemy mieć rodzinę i psa. Dochodzimy do wniosku, że czas się chyba pożegnać.
TB: Mam jeszcze jedno pytanie, potraktuj je jak żart. Czy zatrudniłeś Maggie Reilly dlatego, że śpiewała "Nigdy nie pojedziesz do Francji"?
ELDRITCH: Nie. A co, naprawdę tak śpiewała? (w jego oczach pojawia się radosny błysk, a na obliczu szczery uśmiech) Świetnie! Doskonale! To mi się podoba!
Zostawiamy go w tym pogodnym nastroju. Despota i pozer z niego nieprawdopodobny, ale to właśnie sprawia, że Eldritch jest jedyny w swojej wielkości, chociaż ma niewiele ponad 160 cm wzrostu.
Arek pozostał przy barze ("Sitting in this bar for hours...") - i udało mu się dogadać z menażerem, rano czatował w hallu i zdybał Siostrzyczki przy śniadaniu o niemiłosiernej godzinie 9.00. Nie zazdroszczę mu jednak. O takiej porze nie odróżniam Eldritcha od Husseya.
TOMASZ BEKSIŃSKI
"Magazyn Muzyczny" nr 6 1991
© Marcin Guzik