Artykuły muzyczne
Jak wiemy, historia Karmazynowego Króla to ciąg nieustannych zmian i przetasowań. Władca był wymagający i wybredny, nieustannie wiec przegrupowywał swój gabinet, mianował nowych ministrów i odwoływał starych, nie był nawet zadowolony ze służby. Niektórzy jego współpracownicy sami nie wytrzymywali napięcia i odchodzili, czasem z ulgą spoglądając przez ramię na karmazynowe mury opuszczanego zamczyska, czasem dyskretnie ocierając łzę. King Crimson to sposób na życie. Te słowa Roberta Frippa tłumaczą wszystko: nie każdy był do takiego życia przygotowany, nie każdy miał odpowiednie predyspozycje.
Jako jeden z pierwszych odszedł Greg Lake, jeden z najaksamitniejszych głosów wszechrocka. Ooh what a luckyman he was! Przez następne lata święcił tryumfy w towarzystwie mistrza klawiatury Emersona i czarującego "garkotłuka" (eufemistyczne określenie, courtesy of Wojtek Szadkowski, Collage) Palmera. Udało mu się. Współpraca z despotycznym Frippem bynajmniej go nie zniszczyła, a wspomnienia jakie po sobie zostawił (śpiew na pierwszym królewskim albumie i w kilku utworach na drugim) wzruszają do dziś. Kto nie ociera dyskretnie tez słuchając Epitafium? Nieco wcześniej podali się do dymisji dwaj współtwórcy oryginalnego karmazynowego gabinetu: Ian McDonald i Michael Giles. Zabrali ze sobą spory materiał muzyczny skomponowany głównie przez McDonalda. I wprawdzie Giles pracował jeszcze z zespołem przy realizacji Posejdona, nie był już członkiem King Crimson. Razem z Ianem opracował płytę, wydaną w listopadzie 1970 roku i należącą już dziś do klasyki rocka. Album
(Suite In C- including Turnham Green; Here I Am And Others; Flight Of The Ibis;Is She Waiting ?; Tomorow's People - The Children Of Today; Birdman - involving The Inventor's Dream; The Workshop; Wishbone Ascension; Birdman Files!; Wings In The Sunset; Birdman - The Reflection)
można śmiało postawić na półce obok pierwszych dzieł King Crimson, jako, że zawiera muzykę niemniejszego kalibru. I jedynie brak despotycznego i obdarzonego analitycznym zmysłem Frippa sprawia, że płyta jest miejscami niespójna. Czasami trudno nie pokusić się o wysilenie wyobraźni i zastanowienie się, jaki charakter miałby ten album, gdyby Karmazynowy Król poddał go typowej sobie artystycznej wiwisekcji. Kto wie, może mielibyśmy teraz w swoich zbiorach album In The Court Of The Crimson King II? Wypełniająca drugą połowę tego dzieła suita Birdman mogła się całkiem śmiało znaleźć na Posejdonie, a wówczas...
W każdym razie, McDonald And Giles jednoznacznie dowodzi, że jego autorzy odeszli z King Crimson głównie z przyczyn osobistych, a nie muzycznych. Ich płyta znamionuje te same tendencje, jakie charakteryzowały Frippa, śmiało wprowadzając symfoniczno-rockowe struktury na teren cokolwiek jazzowy (płyty Lizard i Islands). Elementy free-Jazzowe emanują głównie z utworów wypełniających pierwszą stronę albumu (poza prześliczną, ale krótką - niestety - balladą Is She Waiting?). I tutaj muzycy są najwyraźniej bezradni, kompozycje wymykają im się spod kontroli, a rezultat brzmi chaotycznie i nieprzekonująco. Za to opowiedziana na stronie drugiej historia Ikara to dzieło skończone i doskonałe - poetycka suita łącząca w sobie przepych i rozmach pierwszych kompozycji King Crimson (pamiętajmy że Ian McDonald jest autorem utworów The Court Of The Crimson King oraz I Talk To The Wind, a także przyłożył rękę do innych utworów na debiutanckim albumie KC). Oprócz McDdonalda (g,k, s, fl, voc) i Gilesa (dr, voc), na płycie grali Peter Giles (b), Steve Winwood (k) i Michael Blakesley (tb). A słodkie panienki towarzyszące artystom na kiczowatej okładce tak dostojnej płyty - to ich ówczesne narzeczone (legenda głosi, że romantyczne zaangażowanie obu panów również wpłynęło na ich decyzję opuszczenia King Crimson).
Nie będę tutaj wymieniał wszystkich członków Karmazynowego Dworu, którzy przez jakiś czas zasiadali wokół frippowego tronu, a potem odchodzili i działali solo lub w grupach (choć warto tu wspomnieć Mela Collinsa, mistrza saksofonu, późniejszego współpracownika Camel). Nie sposób jednak pominąć jednego z głównych architektów Zamku, pierwszego po Frippie mistrza ceremonii Petera Sinfielda. On wymyślił nazwę grupy, on pisał teksty, współprojektował okładki, czuwał nad wizualną oprawą koncertów. Można zaryzykować twierdzenie, ze w wielu sprawach Sinfield był duszą i muzą a Fripp egzekutorem. Ich współpraca także nie trwała długo, choć wspólnie stworzyli aż cztery karmazynowe arcydzieła. Po wydaniu Islands Sinfieid przestał się mieścić w następnych koncepcjach Frippa. Nowy "sposób na życie'" okazał się dla niego nie do przyjęcia.
Nie zerwał jednak kontaktów z innymi współpracownikami Króla i z ich pomocą zrealizował album autorski
(The Song Of The Goat; Under The Sky; Will It Be You; Wholefood Boogie; Still; Envelopes Of Yesterday; The Piper; A house Of Hopes And Dreams; The Night People)
Towarzyszyli mu m.in. Greg Lake (niezapomniany śpiew w utworze tytułowym), Mel Collins, Keith Tippet, Ian Wallace, Robin Miller i Boz Burrell, a także nowy minister na Karmazynowym Zamku John Wetton. Sinfield skomponował większość muzyki i napisał wszystkie teksty. Powstał album przepiękny, poetycki i delikatny. Ale także zróżnicowany. Były tu melorecytowane ballady (The Piper, Still, The Song Of The Sea Goat), dramatyczne songi (Enyelopes Of Yesterday), quasi-crimsonowskie reminiscencje (Under The Sky) i utwory majestatycznie zaaranżowane w duchu free-jazzowym (The Night People). Nastrój zadumy i nostalgii rozładowywały żartobliwie "countrowa" ballada Will It BeYou i rockowy pastisz Wholefood Boogie. Opuściłem coś? No tak, A House Of Hopes And Dreams - jeszcze jedna perełka rozpoczynająca się cicho spokojnie, a potem przeradzająca się w podniosły song na temat peace on earth.
Jak na razie, z niejasnych przyczyn, Still nie ukazał się na płycie kompaktowej. Skandal! Tak subtelnej muzyki nie można spokojnie słuchać z trzeszczącej płyty. Jednym z bohaterów dalszej części sagi; King Crimson jest John Wetton, wokalista i basista, związany wcześniej z grupą Family, a potem grający kolejno w Roxy Music, Uriah Heep i UK. W latach 80 nagrał solowy album Caught In The Crossfire, odzwierciedlający skłonności artysty do muzyki wręcz popowej, a potem zniesławił się współpracą z niesmacznie komercjalną supergrupą Asia. Na domiar złego w 1987 roku wydał płytę, zrealizowaną w duecie z ex-gitarzystą Roxy Musie, Philem Manzanerą (Wetton-Manzanera). Zawiera on stereotypowe i nudne utwory w konwencji pop, zbyt drętwe, żeby mogły stać się przebojami. Niestety, Wetton nie potrafił się odnaleźć za murami Karmazynowego Zamku. Jedynie krótka działalność W UK pozwoliła mu na jakiś czas odzyskać równowagę.
King Crimson to sposób na życie. Nie każdy jest do takiego życia przygotowany. Nie każdy ma odpowiednie predyspozycje...
TOMASZ BEKSIŃSKI
"Tylko Rock" nr 11 (15) listopad 1992
© Marcin Guzik