Prasa o Tomku





Był postacią której się nie zapomina

Pasjonat, fan i jednocześnie perfekcyjny hobbysta. Najchętniej ubierał się na czarno, ciągle gdzieś pędził zaaferowany, opętany nową płytą, książką lub filmem. Odszedł 25 grudnia 1999 roku.

Współpracę z Programem II PR rozpoczął mniej więcej w połowie lat 80., jako autor cyklu "Romantycy muzyki rockowej". Potem prowadził "Wieczór płytowy", audycję promującą nowość, jaką była wówczas płyta kompaktowa. Był bodaj pierwszym autorem radiowym, który systematycznie tłumaczył z angielskiego teksty piosenek rockowych.

Z czasem jego audycje zaczęły zmieniać się tak, jak zmieniała się muzyka rockowa, do której nabierał większego dystansu. Zadziwiał znajomością dialektów, gwar, slangów, a także staroangielskich zwrotów i powiedzeń. To dzięki audycjom Tomka Beksińskiego przeciętny polski rockfan mógł mieć jakie takie pojęcie o uwielbianych gwiazdach i subkulturze, w której te gwiazdy się obracały. A jeśli dla polskiego słuchacza w latach 80. nie był to owoc zakazany, to z pewnością trudno dostępny.

Tomek miał duszę sentymentalną, wierzył w miłość, przyjaźń i uczciwość, był całkowicie pozbawiony cynizmu, nie potrafił prowadzić jakiejkolwiek gry w rodzaju "coś za coś" albo "coś kosztem czegoś". Nie bardzo układało mu się w sprawach osobistych, choć z drugiej strony napięcie emocjonalne było dla niego stanem zapładniającym i kreatywnym. Mógł mieć w radiu etat - zdecydowanie odmówił, chcąc pozostać, jak to określił, człowiekiem wolnym.

Gdy na początku lat 90. Program II zmienił profil, stając się radiem literatury i muzyki poważnej, Tomek znalazł schronienie w Trójce. Prowadzone przez niego nocne sobotnie programy ściągały do odbiorników wielu słuchaczy.

Dla Tomka (podobnie jak wcześniej w Dwójce) spotkania z nimi były świętem; określały sens jego życia. Gromadził listy od nich, na wiele wyczerpująco odpowiadał, kontynuując temat niekiedy na łamach pisma "Tylko rock" czy redagując materiały "Rockserwisu". Na antenie Trójki czuł się najlepiej, bo - jak podkreślał - wywodził się ze szkoły Piotra Kaczkowskiego.

Inną jego wielką pasją były tłumaczenia list dialogowych filmów. Dialogi serii "Monty PythonaŇ, kilku "Bondów", a także obrazów z Clintem Eastwoodem mają dzięki Tomkowi swój mistrzowski polski odpowiednik. Znał na pamięć całe sekwencje filmów. Z uporem i szalonym upodobaniem poszukiwał dla nich najlepszego polskiego kontekstu językowego.

Uwielbiał sensacyjne kino akcji i współczesnych bohaterów z klasą, których stać było w każdej sytuacji na gest. Był wybitnie inteligentnym, nadwrażliwym dzieckiem popkultury, którą podziwiał i której zarazem nienawidził. "Gnuśnych hollywoodzkich kretynów nie stać już na wymyślanie niczego nowego. Kręcą więc remake'i i rozciągają prastare pomysły niczym kura smaki, żeby zbić trochę kasy na sprawdzonym tytule. Tylko patrzeć, jak ktoś zrobi ÇHamleta 2Č (bo czemu by nie?)" - pisał w ostatnim artykule na łamach "Tylko rock". Przeżył serię życiowych zawodów, zarówno w życiu osobistym, jak i w dobrowolnie narzuconej sobie roli obserwatora rzeczywistości. Wydaje się, że odrobina najzwyklejszego życiowego sprytu pozwoliłaby mu osiągnąć sukces w wielu dziedzinach. Z tymi zdolnościami i z tym nazwiskiem, znanym przecież w Europie i na świecie.

Mylą się jednak ci, którzy uważają, że Tomek Beksiński żył w cieniu swego ojca. Wielu fanów jego audycji nie zna w ogóle twórczości Zdzisława Beksińskiego, a bywało i tak, że Tomek dyskretnie, między wierszami informował o tym, kim jest i czego dokonał ojciec. To dzięki popularności radiowych programów Tomka senior Beksiński zyskał sporą grupę młodych zwolenników! Gdy mówił: "Mój ojciec...", wyczuwało się w jego głosie dumę i poczucie partnerskiej solidarności. Wspaniale komentował obrazy ojca, zwłaszcza te, które wisiały w jego niewielkim mieszkaniu na warszawskim Ursynowie.

Zostawił po sobie artykuł, opublikowany na łamach pisma "Tylko rockŇ. Artykuł ten był dramatycznym pożegnaniem, którego zapewne nikt nie potraktował serio, znając przekorę i czarny humor Tomka. - "Za bardzo zbliżyłem się do jądra ciemności, niczym pułkownik Kurtz. Może przesadnie rozdzierałem szaty na forum swojej krypty. Może ogarnęła mnie typowa dekadencja końca stulecia. Ale niczego nie żałuję. Bywają sytuacje, w których niczym bohater opowiadania Roberta Gravesa - człowiek ma ochotę wrzasnąć".

Ten tekst to ostatni krzyk Tomka Beksińskiego.

Pojedyncze życie - muzyka, książki, filmy, miłość... - "wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łza w deszczu...".

Tomasz Szachowski






"Rzeczpospolita" nr 5 7 styczeń 2000






© Marcin Guzik